Afera w polskim związku. Spłacone zadłużenia? "Rozśmiesza mnie pan..."

– Myślę że wyjaśnieniem i oceną ujawnionych przez Krzysztofa Wiłkomirskiego spraw powinny zająć się obiektywne, neutralne, powołane do takich działań organy, które nie są związane z naszym środowiskiem. Na przykład prokuratura. Mówi się przecież o fałszowaniu dokumentów – mówi nam Wojciech Borowiak, były trener mistrza olimpijskiego Pawła Nastuli.

25 stycznia 2023, 14:20
Wojciech Borowiak (z prawej)
Wojciech Borowiak (z prawej) (Foto: Piotr Nowak / newspix.pl)
  • Kilka dni temu Krzysztof Wiłkomirski powiedział w rozmowie z naszym serwisem o oszustwach, do jakich miało dochodzić w Warszawsko-Mazowieckim Związku Judo. Celem miało być wyprowadzanie publicznych pieniędzy
  • Ministerstwo Sportu rozpoczęło kontrolę w Unii Związków Sportowych Warszawy i Mazowsza, a wiceminister sportu Anna Krupka powiedziała w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet, że to nie koniec, bo kontrola czeka też Polski Związek Judo.
  • – Dzisiaj polskiego judo praktycznie nie ma – mówi Wojciech Borowiak, były trener mistrza olimpijskiego Pawła Nastuli
  • Więcej ciekawych historii przeczytasz w serwisie PrzegladSportowy.Onet.pl. Sprawdź!

Kamil Wolnicki: Polskie judo ma problem? Pytam, bo rozmawiałem ostatnio z Krzysztofem Wiłkomirskim, który mówił o wstrząsających sprawach z środowiska. Fałszerstwa przy podpisach, kluby-widmo, układy i układziki.

Wojciech Borowiak: Oczywiście, że ma. Polskie judo stacza się od lat po równi pochyłej. Wizerunek ratują sporadyczne sukcesy. Podkreślam słowo "sporadyczne". Kiedyś tworzyliśmy potęgę, wracaliśmy z każdych zawodów z medalami. Od igrzysk w Monachium aż do Atlanty przez 24 lata wracaliśmy z miejscami na olimpijskim podium, a dochodziły jeszcze przecież medale mistrzostw świata i Europy. Liczyliśmy się, mogliśmy jechać wszędzie bez wstydu, cieszyliśmy się uznaniem. Później wszystko się posypało, a dzisiaj polskiego judo praktycznie nie ma. Zostało kilka osób, które wyszkolono w warunkach klubowych. Systemowe szkolenie właściwie nie istnieje.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Za to jest głośno o polskim judo, choć z innego powodu. Wiłkomirski mówił o Warszawsko-Mazowieckim Związku Judo, a centrala właśnie się od niego odcięła. Tak przynajmniej wynika z komunikatu zamieszczonego na stronie.

Tam już w drugim zdaniu są bzdury. Jak centrala może się odciąć od okręgu? Przecież okręgowe związki są członkami PZ Judo, mają formalne powiązania. W komunikacie podano też liczbę 430 członków z zaznaczeniem, że warszawsko-mazowiecki związek jest tylko jednym z nich, żeby go zmarginalizować w takiej masie. Tylko że latami była to najsilniejsza organizacja wojewódzka w Polsce. Pisząc o 430 członkach, liczą wszystkie kluby i klubiki, które w większości nie mają wpływu na poziom judo, bo zajmują się usprawnianiem dzieci. I to nie są wewnętrzne sprawy WMZ Judo i Unii Związków Sportowych W-wy i Mazowsza bo związek nadzoruje szkolenie kadr wojewódzkich za państwowe pieniądze.

Po drugie, osoby, które funkcjonowały, a część dalej funkcjonuje w związku i w terenie, to ci sami ludzie. Nie ma tu możliwości odcięcia się. Prezes związku wcześniej był prezesem w okręgu, a jego współpracownikami byli ci, którzy nadal pracują lub działają w Związku, lub Okręgu. Po wyborze pana Jacka Zawadki na prezesa większość stanowisk szkoleniowych objęli ludzie z Gwardii Warszawa. Jeszcze raz więc pytam: jak można się odciąć?

Wiłkomirski mówił o fałszerstwach i nadużyciach w okręgu, pan pokazuje, że związek i okręg się przenikają. Jak to wszystko czytać?

Widzę tu chęć zmarginalizowania problemu i przekierowania uwagi na prywatne relacje. Krzysiek Wiłkomirski był aktywny już wcześniej, startował dwa razy w wyborach na prezesa związku. Teraz wypowiedział się odważnie, ale w oparciu o fakty, przed którymi nikt nie ucieknie. Problem jest jednak bardziej złożony, a tak naprawdę na razie mówimy zaledwie o ogonie wielogłowej hydry. Takich "drażliwych" wątków jest więcej. Wykształciła się struktura, która zawłaszczyła polskie judo i uprawia prywatę na wielką skalę.

Gdyby spojrzał pan na skład kadry narodowej z ostatniego roku przed przyjściem prezesa Zawadki i z pierwszego już za jego rządów oraz skład kadry narodowej na koniec kadencji, to zobaczyłby, ilu utalentowanych ludzi zrezygnowało z uprawiania sportu. Nie ma ich w judo i nie jest to przypadek. Jesteśmy dzisiaj strukturalnie i personalnie słabym związkiem. Biją nas państwa, których populacje nie przekraczają 3 mln obywateli. W głowie się nie mieści, że my dzisiaj, prawie 40-milionowy kraj, nie jesteśmy w stanie wystawić pełnej reprezentacji w żadnej kategorii wiekowej.

Myśli pan, że kontrola, którą zapowiedziało ministerstwo, może przynieść poprawę?

Pytanie, czy kontrola trafi na właściwe dokumenty, ponieważ w ostatnich latach bardzo dużo się działo. Cofnąłbym się do powodów zlikwidowania Warszawsko-Mazowieckiej Federacji Sportu, najsilniejszej wówczas organizacji wojewódzkiej w kraju. Z dnia na dzień została zlikwidowana, żeby uniknąć wiwisekcji, bo już wtedy wydałoby się, jaka gangrena toczy warszawskie środowisko. W jej miejsce ci sami ludzie powołali obecną unię i trwało to samo. To, o czym mówił Wiłkomirski, daje do myślenia, ale to nie jest coś, co się działo tylko ostatnio, bo taki system działania stworzono dużo wcześniej. Stopniowo udoskonalany funkcjonował tylko dlatego, że wgląd do dokumentów miała wyłącznie wąska grupa zainteresowanych ludzi. Reszta żyła w nieświadomości.

Spotkałem się szybko z głosami, że nie ma o czym mówić, bo Wiłkomirski lubi jątrzyć.

Myślę, że wyjaśnieniem i oceną ujawnionych przez Krzysztofa Wiłkomirskiego spraw powinny zająć się obiektywne, neutralne, powołane do takich działa organy, które nie są związane z naszym środowiskiem. Na przykład prokuratura. Mówi się przecież o fałszowaniu dokumentów. Jak nie ma o czym mówić, skoro jeden podmiot drenuje budżet okręgowego związku judo? Starałem się od lat o tym mówić, ale np. podczas kongresów wyborczych stosowano sprytny trick zamykający usta: prawo do jednorazowego zabrania głosu i dawano trzy minuty na wystąpienie. Co można przekazać w takim czasie? Podczas ostatnich wyborów w okręgowym związku zebrała się grupa ludzi, których nikt nie znał. Nie wiadomo skąd byli ani kogo reprezentują, a jednak mieli status delegatów. Podobnie było na wyborach władz PZ Judo.

Wojciech Borowiak (w środku), Paweł Nastula (z prawej).
Wojciech Borowiak (w środku), Paweł Nastula (z prawej). (Foto: Marek Zochowski / newspix.pl)

Można pomyśleć, że judo to kodeks bushido i honor, ale później pan czy wcześniej Wiłkomirski pokazujecie obrazy, które nie mają z tym nic wspólnego.

Tu jest dużo wzbudzających wątpliwości wątków do analizy. Sport jest złożonym tematem, były zawirowania w wielu związkach, są spory i problemy. Jak wszędzie, gdzie się pracuje z ludźmi. W judo wszystko jednak było wygłuszane i nie ukazywało się na forach publicznych. Popatrzmy na efekty, na szkolenie, które prawie całkiem leży, na krajowy kalendarz seniorów, w którym jest jedna pozycja, czyli mistrzostwa Polski. Jak się rozwijać bez startów? Związek proponuje cztery starty w konkurencji międzynarodowej organizowane przez Czechy, Polskę i Słowację, ale... na koszt klubów. To co związek robi z państwowymi pieniędzmi? Jeżeli nie chce wydać złotówki na szkolenie seniorów, to jak mamy iść do przodu i kim podejmować rywalizację w Europie i na świecie? A to też tylko jeden z wielu wątków. Ta rozmowa mogłaby trwać tygodniami, bo jest masa historii i przykładów. Tylko nieistniejącej już wojewódzkiej federacji nikt nie jest w stanie rozliczyć. Nie ma jej, nie ma dokumentów. Zostali ludzie, którzy opracowali różne tricki i dobrze z tego żyli.

Widzi pan szansę na poprawę?

Czyli na co?

Na coś dobrego.

W sporcie wynik jest odłożony w czasie. Kiedy rozpocznie się szkolenie z młodzieżą i będzie się je prowadzić poprawnie merytorycznie, pracując nad odnowieniem zaplecza, żeby zapewnić szerokie podstawy, to się da. Tylko że ta piramida w polskim judo nie ma wierzchołka. Do wieku seniora docierają jednostki. Dzisiaj mamy czterech, może pięciu zawodników, których można pokazać światu, ale żaden nie gwarantuje powtarzalności dobrych wyników. No, ale jeśli w połowie kategorii nie jesteśmy w stanie wystawić zawodnika, to jak ma być dobrze?

Aktualnie judo w Polsce nie jest sportem zbyt popularnym. To nie np. tenis, gdzie istnieje wizja zarobienia wielkiej kasy, sport właściwie prywatny, gdzie najlepszych wypuszczają w świat "przedsiębiorstwa rodzinne". W judo młodzi, zdolni ludzie, kończą jako juniorzy, bo muszą zacząć samodzielnie żyć. Wszyscy moi zawodnicy pracują. I prawie wszyscy ostatecznie rezygnują ze sportu. Dziwię się, a raczej zazdroszczę, że są sporty, które sobie radzą. Takie zapasy mają mniejszy zasięg szkolenia niż judo, a mają w porównaniu do nas kosmiczne wyniki. Lepiej od judo prosperuje też szermierka, boks i kilka innych niekomercyjnych sportów. Radzą sobie, utrzymują rywalizację krajową.

Mówi pan krytycznie o związku, a czytałem rozmowę z prezesem Zawadką w TVP Sport, w której mówił, że przynajmniej doprowadził do spłaty zadłużenia.

Rozśmiesza mnie pan... Wie pan, czym między innymi spłacał? W końcu 2016 r. zarząd związku publicznie uhonorował zespoły, które zdobyły medale drużynowych mistrzostw Polski czekami na kwoty od kilku do kilkunastu tys. zł. Łącznie bodajże 90 tys. zł. Niespecjalnie dużo, ale i tak się okazało, że zarząd w tym samym roku nie wypłacił tych nagród, bo po mistrzostwach były wybory i władzę przejęła obecna grupa. Wprawdzie prezes Zawadka publicznie ogłosił, że uznaje te zobowiązania i będą uregulowane przez Związek, ale na deklaracji się skończyło.

Mijały lata i związek głosił, że ma długi. Po kolejnym roku Zarząd podjął uchwałę, że anulują poprzednią, która nagrody przyznała. I temat zamknięty, 90 tys. dołożyli do długu. To tak jakby pan wykonał swoją pracę, ale później się dowiedział, że nie otrzyma pieniędzy, bo pracodawca musiał spłacić długi. Ale jeżeli to prawda, że zadłużenie zniknęło naprawdę, a nie jest to tylko kreatywna księgowość, to bardzo dobrze, słowa uznania. Tylko co się dzieje z tymi pieniędzmi, które są przeznaczone przez państwo na działalność statutową? My mówimy dzisiaj o judo, ale gdyby spojrzeć szerzej, to trzeba przyznać, że brakuje spójnej strategii rozwoju polskiego sportu i dlatego źle się dzieje.

Zaryzykuję tezę, że wielu działaczy w niektórych polskich związkach nie jest za bardzo zainteresowanych tym, żeby przychodziły sukcesy.

Ryby najlepiej łowić w mętnej wodzie.

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Źródło:Przegląd Sportowy
Data utworzenia: 25 stycznia 2023 14:20
Redaktor naczelny Przeglądu Sportowego Onet
Redaktor naczelny Przeglądu Sportowego Onet