zklepy.pl
Image default

Derby w finale. Pora na śląski finał

Po bardzo ekscytujących, wyjątkowych półfinałach, przyszedł czas na finał fazy play-off. W nim zmierzą się drużyny GKS-u Tychy i GKS-u Katowice. Szanse na zdobycie tytułu mistrzowskiego rozkładają się po równo. Czy hokeistów „GieKSy” stać na obronę tytułu? A może to tyszanie wrócą na szczyt?

Sukcesy w mękach

Tyszanie sezon zasadniczy zakończyli na trzecim miejscu. Patrząc jednak od początku, to można stwierdzić że aktualna kampania jest dla podopiecznych Andrieja Sidorienki nie tylko trudna, ale też szczęśliwa. Wróćmy pamięcią do początku sezonu. Tyszanie przegrali pięć meczów z rzędu co okazało się być brzemienne w skutkach patrząc na dalsze losy.

Tyszanie „rzutem na taśmę” awansowali do Pucharu Polski, zapewniając sobie byt w tym turnieju dopiero w ostatniej możliwej kolejce. Zrobili to kosztem JKH GKS-u Jastrzębie. W Pucharze Polski udało im się pokonać katowiczan 2:0, a w kolejnym spotkaniu pokonali oświęcimian 3:1 i to właśnie oni wznieśli upragnione trofeum.

Pod koniec sezonu zasadniczego ważyły się losy trzeciego miejsca. Ostatecznie, hokeiści z „piwnego miasta” wykorzystali potknięcie podopiecznych Jacka Płachty i to oni zajęli miejsce na podium tuż przed fazą play-off.

W niej trafili na drużynę Marma Ciarko STS-u Sanok. Co prawda pokonali ich w czterech spotkaniach, ale najgoręcej było w meczu numer trzy. Na sekundę przed końcem Bartłomiej Jeziorski dał swojej drużynie remis, a w dogrywce błysnął Alexandre Boivin i dzięki niemu udało się wygrać tyskiemu zespołowi. Był to kluczowy mecz tej rywalizacji.

Znacznie trudniej było już z Tauron Re-Plast Unią Oświęcim. Biało-niebiescy wygrali pierwszy mecz 0:2 praktycznie bez większych problemów. Tyszan po prostu w tym meczu nie było. Postawili się jednak w drugim spotkaniu, jednak to wciąż było za mało na dobrze dysponowanych oświęcimian. Znów musieli przełknąć gorycz porażki (2:4).

Wydawało się, że podopieczni Andrieja Sidorienki są już pod ścianą. W trzecim starciu przegrywali wówczas już 0:2 po 40 minutach. Wykorzystali jednak chwilę słabości oświęcimian i szybko wyszli na prowadzenie 3:2, a spotkanie to zakończyło się ostatecznie wynikiem 5:2. Znacznie lepiej poszło im już w czwartym meczu. Kontrolowali oni przebieg spotkania i wygrali 2:1. Nie udało im się jednak przełamać w mieście nad Sołą i po piątym spotkaniu wrócili do Tychów z nożem na gardle.

Przed własną publicznością udało im się uzyskać dobry wynik po pewnym czasie, bowiem prowadzili już 3:1. Kilka prostych błędów i zrobiło się nerwowo, gdyż biało-niebiescy wyszli na prowadzenie 4:3. Wtedy do akcji wkroczył kapitan – Filip Komorski. Zdobył gola na remis, a następnie dał swojej drużynie zwycięstwo. W decydującym starciu, górą byli tyszanie pokonując rywali 2:1 i przełamując passę trzech porażek w Oświęcimiu. W nagrodę to oni zagrają w finale Polskiej Hokej Ligi.

Misja: Obrona tytułu

Forma katowiczan w tym sezonie to swoista sinusoida. Przez pewien czas w sezonie zasadniczym zajmowali przecież pierwsze miejsce. Z biegiem czasu nie udało im się obronić fotelu lidera. Udało im się jednak awansować do Pucharu Polski. Tam spotkali się z rywalami, z którymi już jutro rozegrają pierwszy mecz finałowy. To spotkanie przegrali jednak 0:2.

Musieli też uznać wyższość tyszan na końcu sezonu zasadniczego. Na chwilę przed zakończeniem, oddali pozycję właśnie drużynie GKS-u Tychy. Przez to w fazie play-off musieli się zmierzyć z bardzo solidną ekipą JKH GKS-u Jastrzębie.

Siedmiomeczowy bój to nie jest nic niezwykłego dla katowiczan w obecnej kampanii. Wszystko zaczęło się już w ćwierćfinale. Przed rozpoczęciem fazy play-off pojawiały się głosy, że to jastrzębianie są faworytami tej rywalizacji. Pierwszy mecz padł jednak łupem katowiczan (5:2). W drugim zaś podopieczni Roberta Kalabera wzięli rewanż pokonując tegorocznych finalistów 6:2.

Po zmianie gospodarza, jastrzębianie wykorzystali atut własnego lodu i wygrali z „GieKSą” 2:0. W czwartym meczu jednak, podopieczni Jacka Płachty wspięli się na wyżyny swoich umiejętności i wygrali 3:1. Do Katowic jechali więc z dwiema porażkami i dwoma zwycięstwami po czterech meczach. W stolicy województwa śląskiego przegrali jednak 2:3 i do Jastrzębia-Zdroju jechali z nożem na gardle.

Tam jednak Grzegorz Pasiut dał swojej drużynie zwycięstwo po strzale w krótki róg w dogrywce. Wydawało się, że był to najważniejszy moment tej rywalizacji, bowiem w 7. spotkaniu, katowiczanie wygrali łatwo 6:2.

Przyszło im się zmierzyć z głównym kandydatem do mistrzostwa Polski – Comarch Cracovią. Krakowianie w swoich szeregach mieli dwóch zawodników z mistrzowskiego składu GKS-u Katowice. Mowa oczywiście o Patryku Wronce i Mateuszu Michalskim. Szczególnie popularny „Wrones” napsuł sporo krwi katowiczanom w tegorocznych półfinałach.

Mecze z „Pasami” były bardzo wyrównane, a o wyniku często decydowały szczegóły. W pierwszym spotkaniu przegrali górą byli hokeiści z grodu Kraka, którzy wygrali 5:2. Warto jednak dodać, że katowiczanie byli świeżo po odprawieniu jastrzębian, a terminarz w tym przypadku nie był na ich korzyść.

Znacznie lepiej poradzili sobie jednak w drugim starciu. Wygrali bowiem 2:1 po dogrywce. Dogrywka zdecydowała też o wyniku w kolejnym spotkaniu, ale tym razem górą byli krakowianie (2:3). Katowiczanie znaleźli jednak sposób na krakowian i wygrali kolejne dwa mecze, a na szósty hokeiści „Pasów” przyjechali z nożem na gardle i ostatecznie wygrali po dogrywce po golu Patryka Wronki. W ostatnim meczu, podopieczni Jacka Płachty nie pozostawili rywalom złudzeń pokonując ich 4:0.

Szansa na rewanż dla obu ekip

Ostatni finał pomiędzy tymi drużynami odbył się w sezonie 2017/2018. Wtedy barwy „GieKSy” reprezentowali tacy zawodnicy jak: Shane Owen, Bogusław Rąpała, Dušan Devečka, Mikołaj Łopuski, Tomasz Malasiński czy Jesse Rohtla. To zawodnicy, którzy z pewnością są bardzo dobrze pamiętani z gry w „Satelicie” przez katowickich fanów.

Tyszanie zaś w składzie mieli: Johna Murraya, Gleba Klimienko, Jarosława Rzeszutkę, Michała Woźnicę czy Adama Bagińskiego. To pokazuje jak wiele zmieniło się od ostatniego finału z udziałem tychże drużyn.

Jaki był przebieg tej rywalizacji? Tyszanie pierwsze dwa mecze wygrali dość gładko. Skończyło się 5:0 i 6:0. W Katowicach, wygrali goście 4:3, ale drugi mecz na własnym lodzie wygrali podopieczni Toma Coolena 5:2. Wszystko jednak skończyło się w Tychach. W dogrywce, Bartłomiej Pociecha podał przez całą długość tafli do Filipa Komorskiego, a ten strzałem między nogi pokonał bramkarza i dał swojej drużynie trzeci mistrzowski tytuł w historii klubu.

Można powiedzieć, że to szansa na rewanż dla GKS-u Katowice. Znacznie świeższa jest jednak rywalizacja półfinałowa z zeszłorocznego półfinału. Mieliśmy wówczas siedmiomeczowy bój. Po sześciu spotkaniach był remis w rywalizacji. W siódmym meczu jednak fatalny błąd popełnił Dienis Sierguszkin, a wykorzystał go Jakub Wanacki, który w dogrywce atomowym strzałem pokonał Tomáša Fučíka i dał swojej drużynie upragniony awans do finału, w którym pokonali oświęcimską Unię w czterech spotkaniach.

Obie ekipy mają więc szansę do rewanżu. Z pewnością będzie też gorąco na trybunach. Obie ekipy znane są ze świetnego dopingu. Większej rangi tej rywalizacji dodaje fakt, iż jest to pojedynek dwóch odwiecznych rywali. Emocje są gwarantowane.

Kto wygra?

Tyszanie na powrót na szczyt czekają już trzy sezony. Po raz ostatni zdobyli mistrzostwo kiedy sezon zakończył się przedwcześnie spowodowany lockdownem wywołanym koronawirusem. Katowiczanie zaś zdobyli mistrzostwo w zeszłym sezonie, pokonując Re-Plast Unię Oświęcim w czterech spotkaniach.

Znacznie cięższą drogę do finału przeszli podopieczni Jacka Płachty. Bardzo ciężka potyczka z JKH GKS-em Jastrzębie i jeszcze cięższa rywalizacja z Comarch Cracovią zbudowała katowicki zespół. Tyszanie zaś szybko odprawili sanoczan, a następnie z ogromnymi problemami pokonali zespół z Oświęcimia. Ostatecznie kilka razy odwracali losy tej rywalizacji, co też zbudowało ich morale przed nadchodzącym finałem.

Naszym zdaniem szanse są 50/50. Oba zespoły mają w swoich składach zawodników z ogromnym potencjałem. Nie ma ma formacji, w której któryś zespół wyraźnie byłby lepszy. Nawet bramkarze są na bardzo równym, wysokim poziomie. Życzylibyśmy sobie, żeby ten finał trwał jak najdłużej i wygrała lepsza drużyna. Jak jednak będzie, to przekonamy się już za kilka dni.

Poprzednie mecze:

4. kolejka: GKS Tychy – GKS Katowice 0:1 (0:0, 0:0, 0:1)
Bramka: Olsson.

13. kolejka: GKS Katowice – GKS Tychy 1:2 (0:1, 0:0, 1:1)
Bramki: Fraszko – Marzec, Szturc.

22. kolejka: GKS Katowice – GKS Tychy 1:2 (1:0, 0:2, 0:0)
Bramki: Monto – Jeziorski, Mroczkowski.

31. kolejka: GKS Tychy – GKS Katowice 2:1k. (0:0, 1:0, 0:1, 0:0, 1:0k.)
Bramki: Jeziorski, Dupuy (rzut karny) – Olsson.

Półfinał Pucharu Polski: GKS Katowice – GKS Tychy 0:2 (0:1, 0:0, 0:1)
Bramki: Sedivy, Boivin.

40. kolejka: GKS Tychy – GKS Katowice 1:4 (1:0, 0:2, 0:2)
Bramki: Dupuy – Pasiut 2, Lehtonen, Kruczek.

Najnowsze artykuły

Zasłużeni finaliści. Panujący mistrz czy 20-letni pretendent?

Redakcja

A więc (znów) „Święta Wojna”. Stawką finał fazy play-off

admin

Powtórka z rozrywki. Czy JKH weźmie rewanż za ubiegłoroczny ćwierćfinał?

Skomentuj