GKS Katowice od zwycięstwa rozpoczął finałową rywalizację z GKS-em Tychy na tafli rywala. Podopieczni Jacka Płachty objęli ponownie prowadzenie w 28. minucie i dzięki mądrej postawie defensywnej już go nie oddali.
Wyczerpujące i jakże zażarte play-offy nareszcie doczekały się swego finału. W szranki o tytuł mistrzowski w premierowym boju na Stadionie Zimowym w Tychach stanęły ze sobą hokeiści dwóch GKS-ów: w najbliższych dniach będziemy emocjonować się tysko-katowickimi zmaganiami.
Przed spotkaniem mogliśmy jedynie snuć domysły, na jakim poziomie będą stały pierwsze akordy tej rywalizacji. Mistrzowie Polski mają wszak za sobą dwie siedmiomeczowe serie, zaś tyszanie mogli się „wykrwawić” w boju z TAURON Re-Plast Unią Oświęcim. Pierwsza tercja jednak nie rozczarowała.
O ile pierwsze minuty upłynęły na wzajemnym rekonesansie z obydwu stron, tak każda kolejna akcja miała w sobie coraz to więcej animuszu. Po raz pierwszy w 10. minucie skapitulował Tomáš Fučík, lecz nie miał on wiele do powiedzenia wobec bezbłędnego dogrania Mateusza Bepierszcza do Grzegorza Pasiuta, który stanął przed odsłoniętą bramką.
Odpowiedź nadeszła już pięć minut później. Na wrzutkę sprzed niebieskiej zdecydował się Bartłomiej Jeziorski. Krążek przemknął pod parkanami Johna Murraya, który nie zdołał zatrzymać „gumy” przed przekroczeniem linii bramkowej.
Druga tercja rozpoczęła się od kar… kapitanów obydwu ekip. 30 sekund po pierwszym wznowieniu faul popełnił Filip Komorski, a minutę później wycięciem Jeziorskiego musiał ratować się Pasiut. W 27. minucie GieKSa ponownie stanęła przed okazją do gry w przewadze. Tym razem katowiczanie jej nie zmarnowali. Po mocnym strzale Brandona Magee’ego ze skuteczną dobitką zdążył Juraj Šimek i zmieścił krążek między nogami Fučíka.
Przewaga katowiczan w drugiej odsłonie została potwierdzona nie tylko wynikiem, ale i statystykami. Druga tercja zdecydowanie należała do przyjezdnych, którzy nie pozwolili swym rywalom na zbyt wiele i ze spokojem mogli przystąpić do obrony wyniku w ostatnich 20 minutach regulaminowego czasu gry.
Do nich obydwie ekipy przystąpiły bez zbędnych kalkulacji. W 42. minucie Teemu Pulkkinen przejął krążek w tercji ofensywnej od Olafa Bizackiego, oddał strzał z nadgarstka i… uniósł ręce w geście triumfów. Jego uderzenie nie znalazło jednak drogi do bramki, a krążek zatrzymał się ledwie na słupku. W odpowiedzi, z dynamiczną kontrą ruszyli tyszanie. Winowajca przy sytuacji GieKSy nie znalazł jednak sposobu na bramkarza. Okazja Pulkkinena była analizowana jeszcze przez ekipę sędziowską, ale powtórki szybko rozwiały ich wątpliwości.
Wobec tak dysponowanych katowiczan tyszanie musieli zaprezentować coś ekstra, a takich zagrań jak najbardziej mogli doszukiwać się w indywidualnym błysku zawodników takich jak Jean Dupuy. W 52. minucie Kanadyjczyk zdecydował się na samotny zryw, ale został powstrzymany w decydującym momencie.
Czas uciekał, a kolejne minuty nie przynosiły zmiany rozstrzygnięcia. W ostatniej minucie trener Andriej Sidorienko postawił wszystko na jedną kartę, biorąc czas i wycofując bramkarza. Hokeiści dowodzeni przez Jacka Płachtę wybronili się jednak z tej opresji, a na dwie sekundy przed końcem spotkania Dupuy stracił krążek przed własną bramką. Dla Bartosza Fraszki był to zapewne jeden z najłatwiejszych goli w jego karierze.
GKS Tychy – GKS Katowice 1:3 (1:1, 0:1, 0:1)
0:1 – Grzegorz Pasiut – Mateusz Bepierszcz (9:57),
1:1 – Bartłomiej Jeziorski – Radosław Galant, Emil Bagin (14:58),
1:2 – Juraj Šimek – Brandon Magee, Aleksi Varttinen (27:37, 5/4),
1:3 – Bartosz Fraszko (59:58, do pustej bramki).
Tychy: Fučík – Pociecha, Kaskinen; Šedivý, Komorski, Szturc – Ciura, Bizacki; Juhola, Galant, Jeziorski –Younan, Nilsson; Mroczkowski, Boivin, Dupuy – Ubowski, Bagin; Gościński, Starzyński, Marzec.
Trener: Andriej Sidorienko.
Katowice: Murray – Rompkowski, Kruczek; Bepierszcz, Pasiut, Fraszko – Kolusz, Wajda; Šimek, Monto, Magee – Varttinen, Wanacki; Lehtonen, Pulkkinen, Olsson – Mrugała, Musioł; Hitosato, Smal, Krężołek.
Trener: Jacek Płachta.