To się stało o rok za późno. Polski mistrz świata dostał wielkie zawody u siebie

Możliwe, że Oskar Kwiatkowski trochę nie miał szczęścia, ale na pewno nie miał formy, jaką bardzo chciał mieć na historyczny Puchar Świata w Polsce. Nasz najlepszy snowboardzista zajął 11. i ósme miejsce w gigantach równoległych w Krynicy. Nieźle, ale nie w porównaniu z wynikami sprzed roku, gdy został mistrzem świata, a w Pucharze Świata do ostatniego startu walczył o Kryształową Kulę i zajął trzecie miejsce.

Rok temu na mistrzostwach świata Oskar Kwiatkowski zdobył złoto, a Aleksandra Król - brąz. Po tych sukcesach Polski Związek Narciarski zdobył organizację Pucharu Świata w Polsce.

Zobacz wideo Dramatyczny wypadek, siedem złamanych żeber. Nawet to nie zabrało złota Kwiatkowskiemu

Dzięki staraniom prezesa Adama Małysza i sekretarza generalnego Jana Winkiela, zapewniliśmy sobie wtedy dwa giganty równoległe, czyli to, co nasi zawodnicy lubią najbardziej i zarazem tę konkurencję, która znajduje się w programie igrzysk olimpijskich. Niestety, prawdziwy sukces odnieśliśmy jeśli chodzi o organizację zawodów, natomiast wyniki były najwyżej niezłe.

Mistrz świata zapowiadał: "Bez wahania"

- Życzę ci wielu zwycięstw, ale gdybyś miał w najbliższym sezonie wygrać tylko raz i mógłbyś wybrać gdzie, to pewnie nie zastanawiałbyś się długo? - pytałem Oskara Kwiatkowskiego przed startem tej zimy.

- Oczywiście, że bez wahania wybrałbym Krynicę! To będzie pierwszy Puchar Świata u siebie. Tam będą dwa dni startów, dwa giganty, moja koronna konkurencja - odpowiadał mistrz świata z 2023 roku.

Niestety, pierwsze Puchary Świata u siebie nasz najlepszy snowboardzista skończył daleko za podium. W sobotę odpadł w 1/8 finału i został sklasyfikowany na 11. miejscu, a w niedzielę wjechał do ćwierćfinału, ale więcej zrobić nie zdołał i ostatecznie zajął ósme miejsce. Szkoda, bo kibice dopisali, a Polski Związek Narciarski razem ze stacją narciarską w Jaworzynie Krynickiej spisali się świetnie jako organizatorzy.

Najszybsi są dla Polaka po prostu za szybcy

Kwiatkowskiemu w Krynicy trochę zabrakło szczęścia. W sobotę miał trzeci wynik kwalifikacji, ale w 1/8 finału trafił na Benjamina Karla. Austriak to aktualny mistrz olimpijski i aktualny lider Pucharu Świata, który w Krynicy zapewnił sobie Kryształową Kulę za giganta. Z legendą snowboardu (Karl to też pięciokrotny mistrz świata) Polak przegrał wyraźnie. Szkoda, że akurat w kwalifikacjach Karlowi poszło gorzej (14. miejsce) i że przez to właśnie na niego wpadł od razu Kwiatkowski w fazie finałowej.

Ale jeśli mówimy, że naszemu mistrzowi świata trochę zabrakło szczęścia, to musimy też uczciwie powiedzieć, że jemu w tym sezonie brakuje formy.

Rok temu na MŚ w gruzińskim Bakuriani Kwiatkowski mierzył się z Karlem w półfinale i był górą. Ale w tamtym sezonie Polak był świetny - poza złotem MŚ zajął trzecie miejsce w końcowej klasyfikacji Pucharu Świata w gigancie równoległym. "Prawie zdobyłem Kryształową Kulę w gigancie, bo przecież w ostatnim starcie spadłem z pierwszego miejsca na trzecie" - przypominał Oskar w jesiennej rozmowie ze Sport.pl.

Kwiatkowski został sam. "Z Olą było łatwiej"

W październiku i w listopadzie, w trakcie przygotowań do sezonu, Kwiatkowski miał wielką nadzieję, że tej zimy potwierdzi swoją klasę. Zdawał sobie sprawę z tego, że będzie mu trudniej, bo teraz znajdzie się pod dużą presją jako mistrz świata, a dodatkowo ta presja nie będzie się dzieliła między niego i Aleksandrę Król. Brązowa medalistka ubiegłorocznych MŚ wzięła ślub i ma w tym sezonie przerwę na macierzyństwo. - Faktycznie, ale ciśnienie, ha, ha! Muszę od początku super jeździć, bo inaczej nikt nie przyjdzie! A tak serio - z Olą zawsze było łatwiej iść przed sezon. W mediach też udzielaliśmy się razem, prawie zawsze zapraszano nas we dwójkę, aż się narzeczony Oli wkurzał, bo brano nas za parę! - mówił nam Kwiatkowski.

Teraz Oskar przyznaje, że ten sezon nie był łatwy, że często stresował się dużo bardziej niż poprzedniej zimy. Na szczęście Kwiatkowski mylił się, mówiąc, że nikt nie przyjdzie na zawody w Krynicy, jeśli on wcześniej nie będzie świetnie startował. Jego miejsca w zawodach PŚ w sezonie 2023/2024 od inauguracji do zawodów w Krynicy to kolejno: 15., 25., 45., 24., 13., 21., 11., 6.

W Krynicy zobaczyliśmy ostatnie giganty równoległe w sezonie (w marcu odbędą się jeszcze równoległe slaloby w Winterbergu i Berchtesgaden w Niemczech) i chyba były to ostatnie szanse dla Kwiatkowskiego na walkę o podium, bo w slalomach Polakowi od zawsze idzie gorzej. Ale tak naprawdę Kwiatkowski nie był nawet blisko tego podium. Po sobotniej porażce z Karlem, w niedzielę drugi raz w sezonie pojechał w ćwierćfinale, ale w nim jako ósmy zawodnik kwalifikacji nie miał większych szans z najszybszym w eliminacjach Włochem Maurizio Bormolinim.

Krynica po raz pierwszy i nie ostatni

Jedenaste i ósme miejsca Kwiatkowskiego w Krynicy to obiektywnie oceniając wyniki niezłe, ale nieporównywalne z ubiegłorocznymi, gdy Polak poza mistrzostwami świata z 11 startów w Pucharze Świata wygrał dwa, trzy skończył na podium, a sześć razy był w top 10.

Tamtą zimę w swoim ulubionym gigancie równoległym Kwiatkowski skończył na trzecim miejscu i był rozczarowany, bo liczył na Kryształową Kulę. Teraz kończy na 15. miejscu i na pewno ma o czym myśleć przed kolejnym sezonem i również w kontekście igrzysk olimpijskich. Te odbędą się za dwa lata, a Kwiatkowski nie kryje, że medal olimpijski to jego największe marzenie i cel sportowego życia.

A Krynica? A Puchar Świata u siebie? Już mamy wstępnie zarezerwowany termin na kolejne zawody za rok - 22 i 23 lutego. Może już wtedy na starcie też z Olą Król. A może i inni nasi zawodnicy rozwiną się na tyle, żeby u siebie wjeżdzać do fazy finałowej, co tym razem nikomu poza Kwiatkowskim się nie udało.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.