Nie dawali Polce nawet trzech miesięcy. Nagle "trafiła się wątroba 18-latka"

– Ludzie chyba myśleli, że przyjechała z Niemiec po tylu latach, nie wie, co to Bytom, jak wygląda życie w Polsce. [...] Bywało ciężko, miałam już spakowaną torbę, płakałam – mówi w rozmowie z PAP Małgorzata Wilk, która po wielu latach wróciła do Polski, aby kontynuować dzieło ojca w Czarnych Bytom. Jeszcze kilka lat temu trudno było uwierzyć w taki scenariusz. Usłyszała bowiem druzgocącą diagnozę.

8 marca 2024, 08:09
Małgorzata Wilk
Małgorzata Wilk (Foto: Grzegorz Celejewski / Agencja Wyborcza.pl / Agencja Wyborcza.pl)
  • Małgorzata Wilk w środę została prezesem Czarnych Bytom, klubu, któremu przez lata szefował jej ojciec, Józef Wiśniewski
  • W 2013 r. kobieta dowiedziała się o poważnej chorobie. Na przeszczep wątroby czekała przez siedem lat. Nagle zdarzył się cud
  • "Z powodu ojca jest mi łatwiej, mam wszystkie drzwi otwarte. Kiedy coś pierwszy raz załatwiam, ludzie myślą o mnie, że »to ta córka Wiśniewskiego, trzeba ją wpuścić i wysłuchać«" — mówi Polka
  • Więcej ciekawych historii znajdziesz w Przeglądzie Sportowym Onet

Wiśniewski założył klub w 1966 r. Był jego trenerem, prezesem, szefował też Polskiemu Związkowi Judo. Zmarł w 2014 r.

"Nigdy nie było mowy o tym, że ja przejmę stanowisko po tacie. On kochał klub i w ogóle nie brał pod uwagę, że go tu kiedyś nie będzie. Mieszkałam wiele lat w Niemczech, rok temu zgłosili się do mnie członkowie zarządu i poprosili o zaangażowanie. Przyjechałam i przekonałam się, że faktycznie jestem tu potrzebna, że mogę coś zrobić, może lepiej, szybciej, może ciekawiej. Postawiłam swoje życie na głowie i... wróciłam do Bytomia" – opowiadała.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

W Niemczech trafiła na przyspieszoną listę

Choć za granicą spędziła wiele lat, mówi po polsku bez akcentu.

"Nigdy się języka nie wstydziłam. Mam pochodzenie niemieckie ze strony mamy, jestem taką mieszanką – pół lwowianka, bo stamtąd pochodził ojciec, a pół Ślązaczka i bardzo dobrze się z tym czuję. Dziwi mnie, że ludzie w Polsce nie doceniają, jak rozwinął się kraj. Ja to dostrzegam, także w Bytomiu, który wygląda coraz lepiej. Brakuje mi poczucia wspólnoty, pomagania sobie nawzajem" – oceniła.

Nie ukrywała, że czuje się szczęśliwa także dlatego, że przezwyciężyła bardzo ciężką chorobę.

"W 2013 r. stwierdzono u mnie pierwotne stwardniające zapalenie dróg żółciowych. To rzadka choroba autoimmunologiczna wyniszczająca wątrobę. Musiałam co trzy miesiące poddawać się ciężkim zabiegom pod pełną narkozą. Miałam często zapalenie trzustki, dróg żółciowych, czasem oba naraz, sepsę. Wiadomo było, że wątroba w pewnym momencie nie będzie się nadawać do tych zabiegów i to się stało jesienią 2019" – wspominała.

Trafiła w Niemczech na przyspieszoną listę do przeszczepu, ale okazało się, że ma rzadko spotykaną grupę krwi.

"W grudniu 2019 przeszłam przygotowanie do operacji, ale wątroba, którą miałam dostać, okazała się za duża. No, a w lutym 2020 zaczęła się pandemia. Dawano mi 30 proc. szans na przeżycie trzech miesięcy, tymczasem w maju trafiła się wątroba młodego, 18-letniego człowieka. Idealna dla mojej budowy i trwająca 10 godzin skomplikowana operacja się udała" – powiedziała.

Zaznaczyła, że kłopoty zdrowotne pozwoliły na nabranie dystansu do rzeczywistości.

"Wiem, jak byłam blisko straty życia. Byłam z tym kompletnie pogodzona. Dlatego teraz każdy dzień to dla mnie dodatkowy bonus. Ludzie się martwią zmianą pracy, innymi przyziemnymi sprawami, a ja mówię, że coś, o czym za dwa miesiące nie pamiętamy, nie jest prawdziwym problemem" — mówiła szefowa Czarnych Bytom.

"Ja się tak traktować nie pozwolę"

W lutym 2023 zastąpiła poprzedniego prezesa po jego rezygnacji, a w środę została jednogłośnie wybrana na czteroletnią kadencję podczas walnego zebrania. Była jedynym kandydatem.

"Miałam z judo tyle wspólnego, że ja się tu praktycznie wychowałam, to był mój drugi dom. Uwielbiałam judoków, czułam się w mieście zawsze bardzo bezpieczna, bo oni byli wszędzie. Po wyjeździe do Niemiec miałam świetny kontakt z ojcem. Znałam każdego nowego zawodnika, wszystkie problemy klubu. Tata dzwonił dwa, trzy razy w tygodniu i rozmawialiśmy po dwie godziny o bieżących sprawach" – tłumaczyła Wilk.

W Niemczech prowadziła firmę niezwiązaną ze sportem.

"Nie mogłam pełnić funkcji prezesa w sposób podobny do taty, bo bym poległa. Muszę słuchać fachowców, takich jak nasz dyrektor sportowy, olimpijczyk z Londynu Paweł Zagrodnik. Nie mogę się wymądrzać. Mam świadomość, gdzie mam swoje słabe strony. Mój tata nie spał po nocach, bo mając w klubie trzech olimpijczyków, nie miał im z czego zapłacić, a oni nie mieli pieniędzy na czynsz. Mówię wprost — drugiego takiego klubu nie ma w Polsce" — wskazała.

Jak przyznała, z obecnymi władzami Bytomia ma bardzo dobry kontakt.

"Doceniają nas. Wiem, jak było wcześniej, jakie tata miał trudności, jak niesprawiedliwie był traktowany. Ja się tak traktować nie pozwolę" – podkreśliła.

To ta córka Wiśniewskiego

Zaznaczyła, że prezydent Międzynarodowej Federacji Judo zaprosił ją jako VIP-a na zawody Grand Slam i poinformował, że chciałby w Bytomiu uruchomić europejskie centrum judo.

"Z powodu ojca jest mi łatwiej, mam wszystkie drzwi otwarte. Kiedy coś pierwszy raz załatwiam, ludzie myślą o mnie, że »to ta córka Wiśniewskiego, trzeba ją wpuścić i wysłuchać«. Pewnie się zastanawiają, co się kryje za tym »opakowaniem«. Ja nie siedzę cicho, nie czekam, nie porównuję się do innych klubów, chcę, żeby nasz klub był doceniany" – powiedziała.

Przyznała, że na początku kierowania klubem nie miała zbyt wielkiej wiary w siebie.

"Ludzie chyba myśleli, że przyjechała z Niemiec po tylu latach, nie wie, co to Bytom, jak wygląda życie w Polsce, itp. Zapomnieli, że to moje miasto, że ja się z tych bloków obok wywodzę i szybko się na nowo odnalazłam. Bywało ciężko, miałam już spakowaną torbę, płakałam, bo nie potrafiłam sobie poradzić. Pojawiłam się nagle, nie ubieram się typowo jak na prezesa, lubię podkreślać swoją figurę, którą bardzo lubię. Myślę, że teraz ludzie doceniają mnie za kompetencje. Prywatnie po powrocie do Bytomia odnowiłam kontakty, przyjaźnie ze znajomymi z liceum, z imprez sprzed lat" – dodała Wilk.

Była jedyną kobietą

Podczas Walnego Zgromadzenia Delegatów PZJ była jedyną kobietą.

"Dobrze się w tym odnajduję. Nie lubię za to w Polsce tanich komplementów, typu »dzień dobry, pani ładna«. To takie »dziaderskie«. Wiem, jak wyglądam, mam lusterko" – zauważyła.

Do klubu należy duża, zatrudniająca 300 osób, firma budowlana pod nazwą Sponsor, której prezesem też jest Wilk. Zyski wypracowywane przez spółkę idą na działalność Czarnych.

"Kierowanie tą firmą, dzięki profesjonalnym pracownikom, nie sprawia mi trudności. To również bardzo ważne, bo spółka utrzymuje Czarnych. W klubie trenuje 750 osób, zaczynają dzieci w wieku czterech, pięciu lat. Niektóre zostają u nas dłużej, inne odchodzą, bo się odnajdują w innym sporcie" – przekazała prezeska, która co miesiąc tydzień spędza w Niemczech.

"Ale i tak całe moje życie toczy się wokół klubu. Zastałam go w dobrym stanie pod względem wyników sportowych i finansowych, ale w bardzo złym, jeśli chodzi o marketing. Nie mogłam przeżyć, jak słabo »sprzedany« był sukces Beaty Pacut-Kłoczko, która w 2021 r. została mistrzynią Europy, a rok później wywalczyła brąz mistrzostw świata. Podstawa to budowanie swojej marki" – wskazała.

Wilk podkreśliła, że powrót do Bytomia był bardzo dobrą decyzją.

"Prowadzę coś, co stworzył mój tata. Uświadamiam ludziom, jaką »perłą« jest ten klub. Jestem szczęśliwym człowiekiem, choć kosztem swojej rodziny, więc płacę wysoką cenę" – dodała.

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Źródło:PAP/depesze
Autor:RKSPB
Data utworzenia: 8 marca 2024 08:09