Arsenal z deja vu. Gdzie Arteta popełnia błąd?

Kibice Arsenalu po ostatnim tygodniu mogą mieć deja vu. Kanonierzy tak samo jak rok temu stracili fotel lidera w 32. kolejce, a w ciągu kilku dni ich sezon zmienił się z pięknego snu w prawdziwy koszmar. Podopieczni Mikela Artety znów nie mogą zaliczyć kwietnia do udanych i pojawia się pytanie – dlaczego Arsenal po raz kolejny wpada w dołek w końcówce sezonu?

REKLAMA

Jak pisaliśmy jeszcze tydzień temu – The Gunners w tym sezonie mają najlepszą defensywę w całej Europie. Pełen tekst przeczytacie TUTAJ, ale trzeba powtórzyć, że nikt nie dopuszcza do tak niskiego współczynnika xGA oraz tak małej liczby celnych strzałów i podań we własne pole karne. Duet obrońców Saliba-Gabriel świetnie współpracuje w defensywie, a Declan Rice przyzwyczaił, że łata wszystkie dziury w pomocy, które powstaną gdy zespół straci piłkę w ataku pozycyjnym. Na początku roku dawało to świetne efekty. Arsenal w pierwszych jedenastu meczach ligowych w 2024 stracił tylko cztery bramki, zachowując przy tym aż 7 czystych kont. Czar prysł w trzech ostatnich spotkaniach z Bayernem i Aston Villą. Londyńczycy stracili w nich więcej goli niż we wcześniej wspomnianych 11 meczach, a defensywa zaczęła popełniać błędy i mało kto dawał pewność podobną, do tej z poprzednich tygodni.

Wyniki i styl nie na miarę możliwości

Jeszcze bardziej od tracenie bramek może niepokoić to, jak drużyna reagowała na przewagę rywali. Arsenal dzięki dobrej postawie w obronie w tym sezonie rzadko musiał gonić wynik. Gdy to się już zdarzało, to zazwyczaj nie udawało się wygrywać. Jedyne dwa wyjątki to mecze z Manchesterem United (4 kolejka) i Luton Town (15 kolejka). To w połączeniu z brakiem doświadczenia dało powody do niepokoju już w meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów z Porto. Historia powtórzyła się w kolejnych ważnych spotkań w kontekście trofeów. Kanonierzy byli w stanie nawiązać walkę tylko w pierwszy starciu z Bawarczykami. Z Aston Villą właściwie nie wyszli na drugą połowę. Rewanż w Monachium? Po golu Kimmicha goście byli w stanie oddać tylko jeden strzał przez ostatnie 30 minut i to Bayern wyglądał jak drużyna, która musiała gonić wynik.

W złych okolicznościach prawie wszyscy piłkarze Arsenalu zdawali się zapominać o tym, jak dobrze potrafią grać w piłkę i nie wykorzystywali swoich atutów. Prawie wszyscy. Bo od tej zasady próbował wyłamać się Martin Odegaard. Jednak w pojedynkę Norweg był skazany na porażkę.

Arsenal zmęczony i wypalony?

W tym sezonie Arsenal dwukrotnie miał serię trzech kolejnych meczów bez zwycięstwa. I podobnie jak to było w ubiegłej kampanii, kryzysy nadchodziły, gdy Kanonierzy piastowali fotel lidera Premier League. Najpierw w środkowej części sezonu (City, Everton, Brentford, City w 22/23 oraz Liverpool, West Ham, Fulham, Liverpool 23/24), a następnie w kwietniu (Liverpool, West Ham, Southampton, City oraz Bayern, Villa, Bayern). Łatwo byłoby pokusić się o tezę, że piłkarze z czerwonej części Londynu poddają się presji w kluczowych momentach. Chociaż może być w tym ziarenko prawdy, to jednak mam nieco inną teorię. Zwłaszcza w kontekście kwietniowych problemów.

Mikel Arteta za bardzo eksploatuje swoich kluczowych piłkarzy. Powyższa statystyka to nie przypadek. Hiszpański szkoleniowiec unika rotacji w pierwszej jedenastce, co musi skutkować zmęczeniem w końcówce sezonu. Jeśli dodamy do tego fakt, że wkład liderów w wyniki Arsenalu jest większy niż w innych zespołach, to gdy Bukayo Saka, Odegaard czy Declan Rice są w nieco słabszej dyspozycji niż zazwyczaj, problemy tylko się nawarstwiają. Nie można zrzucać całej odpowiedzialności za wyniki tylko na brak skutecznego napastnika i Gabriela Martinelliego, który zawodzi od miesięcy. Owszem, przykładowy Ollie Watkins ma więcej punktów w klasyfikacji kanadyjskiej od Kaia Havertza, Gabriela Jesusa i Martinelliego razem wziętych. Jednak z tą bolączką Arteta musiał się ścierać już od miesięcy, a zespół na tym nie cierpiał. Nie można tego powiedzieć o kolejnej końcówce sezonu, w której Saka jest zajechany w najważniejszych spotkaniach.

Moim zdaniem to właśnie problemy Anglika po raz kolejny w nader wymierny sposób przekładają się na dyspozycję całego zespołu. Zwłaszcza nad tym musi pracować Arteta. Bayern wystawiając dwóch lewych obrońców do podwajania 22-latka wyłączył go z rewanżu, a to wyłączyło całą ofensywę Kanonierów. Trener nie rozwiązał tego ani po przerwie, ani zmianami w drugiej połowie. Gdy Saka i Odegaard są w formie nikt nie narzeka. Problemy zaczynają się wtedy, gdy chociaż jeden z nich zawodzi. Postawa ofensywy nie może spoczywać na barkach dwóch piłkarzy przez cały sezon.

Jaka przyszłość stoi przed Arsenalem Artety?

To już trzeci sezon z rzędu, w którym Kanonierzy w końcówce sezonu wypuszczają z rąk to, na co pracowali cały sezon. Najpierw miejsce w top4. Rok temu mistrzostwo. Teraz Ligę Mistrzów i komfortową sytuację w Premier League. Jeszcze tydzień temu wszystko zależało od nich, a teraz w Londynie muszą się oglądać na wyniki City. Nie można wiecznie zrzucać tego na brak doświadczenia. To już czwarty rok Artety bez trofeum w lidze, europejskich rozgrywkach, czy choćby w krajowych pucharach.

Latem Arsenal wzmocnił się, sięgając po Rice’a, Havertza i Raye. Teraz znów musi wydać setki milionów, ale tym razem nie tylko na pierwszą jedenastkę. Poza napastnikiem The Gunners jak tlenu potrzebują wartościowych uzupełnień składu, które pozwolą na więcej odpoczynku dla liderów, mających w tym sezonie ponad 40 spotkań na koncie. Bez tego klub skaże się na powtórkę obecnej sytuacji i kolejne bolesne deja vu dla kibiców. Przed Edu pracowite lato.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,606FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ