Kamil Syprzak dzień przed meczu Pucharu Prezydenta z Gwineą na mistrzostwach świata opuścił zgrupowanie reprezentacji Polski. Z powodu kontuzji postanowił szybciej wrócić do PSG i kontynuować leczenie w klubie, mimo że sztab szkoleniowy z selekcjonerem Marcinem Lijewskim na czele nie wyraził na to zgody. Cała sytuacja wywołała potężną burzę.
- Trener obiecał mi, że po meczu z Algierią będę mógł wyjechać, na potwierdzenie czego mam SMS od niego. Niestety w ostatniej chwili, widocznie przestraszył się fali krytyki, która na niego spadła, zmienił zdanie. Dla mnie każda umowa, nawet słowna, zwłaszcza z trenerem, jest wiążąca - komentował obrotowy. Wreszcie doczekał się odpowiedzi.
Lijewski, który po turnieju stracił posadę, udzielił obszernego wywiadu "Przeglądowi Sportowemu" Onetowi. Tam musiała zostać przywołana sprawa Syprzaka, a były selekcjoner ustosunkował się do niej po raz kolejny. I zdobył się na zaskakującą szczerość.
- Coś takiego, żeby zawodnik w trakcie turnieju chciał opuścić drużynę, nie zdarzyło się nigdy wcześniej - ani gdy sam grałem, ani w pracy trenera. Byłem zaskoczony i tak naprawdę nie wiedziałem, jak postąpić. Zapytałem o opinię dyrektora sportowego, który przesłał mi regulamin, a ja musiałem postąpić zgodnie z nim, nakładając na Kamila karę - wyznał.
Następnie zdradził, że 33-latka przebadał lekarz, który nie wykrył urazów wymagających pilnego działania. Mimo wszystko trener był gotowy pójść na ustępstwa. - Powiedziałem mu, że nie będzie grać, jeśli nie chce i nie może, ale chodzi o to, żeby był razem z drużyną także w tej trudnej mentalnie części turnieju - wyjaśnił.
Zdradził także, że był kontakt ze strony sztabu medycznego PSG. - Przez moment rozważaliśmy ze sztabem medycznym puszczenie go do Paryża, ale nie mogłem tego zrobić, bo zdawałem sobie sprawę, że musiałbym wtedy puścić połowę drużyny - oznajmił. Bowiem w trakcie turnieju z bardziej lub mniej poważnymi dolegliwościami zmagali się też inni zawodnicy, choćby Arkadiusz Mortyo i Marek Marciniak.
Moment kulminacyjny nastąpił po kolacji po spotkaniu z Kuwejtem. - (Syprzak - red.) przed całą drużyną i sztabem potwierdził, że zgody na wyjazd od sztabu nie dostał, ale mimo to postanowił wyjechać. Spotkało się to z negatywną oceną kolegów z drużyny, co mu zresztą kapitan przekazał - ujawnił Lijewski.
Zobacz też: Prezes Szmal przemówił ws. zwolnienia Lijewskiego. Wymowne słowa
Postawa obrotowego była krytykowana również przez inne osoby, za co on sam obwinił ówczesnego selekcjonera. - Jestem ogólnie bardzo zawiedziony Marcinem Lijewskim, bo znamy się długo i wydawało mi się, że mamy dobre relacje. Nie spodziewałem się nigdy, że nakręci taką falę hejtu w moją stronę. Dawno się tak na kimś nie zawiodłem - przyznał.
44-latek odniósł się do tych mocnych słów: - Ja nakręciłem na niego falę hejtu?! (dłuższe milczenie) Przecież to nie ja wyjechałem ze zgrupowania. Było mi bardzo przykro. Podobnie jak jego kolegom z drużyny, a najbardziej przykro było sztabowi medycznemu, który poświęcał mu bardzo dużo czasu, nawet wtedy, gdy już było wiadomo, że nie będzie grał.
Na razie nie wiadomo, jaka będzie przyszłość Kamila Syprzaka w drużynie narodowej. - Musimy powiedzieć sobie wprost powiedzieć, że jeśli zawodnik opuszcza bez zgody trenera zgrupowanie reprezentacji Polski, to jest to nie do przyjęcia - komentował prezes ZPRP Sławomir Szmal.
Komentarze (3)
Lijewski dostał pytanie o Syprzaka i aż go zatkało. Ujawnił po zwolnieniu