Wielki mecz w Kielcach. Industria Kielce z minimalną zaliczką

Jedną bramką wygrali szczypiorniści Industrii Kielce w pierwszym meczu ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Żółto-biało-niebiescy pokonali SC Magdeburg 27:26.

Aneta Szypnicka-Staniec
Aneta Szypnicka-Staniec
Alex Dujshebaev w akcji PAP / Piotr Polak / Alex Dujshebaev w akcji
Dla kielczan to był ostatni domowy mecz tego sezonu Ligi Mistrzów. Żółto-biało-niebiescy i cztery tysiące kibiców zgromadzonych w Hali Legionów mieli jednak wielkie nadzieje, że to dopiero początek walki o triumf w rozgrywkach.

O trudniejszego rywala niż SC Magdeburg byłoby jednak trudno - kielczanie niejednokrotnie udowadniali przecież, że na największe tuzy europejskiej piłki ręcznej mają swoje sposoby, tymczasem z Niemcami grali dwa mecze o stawkę i oba przegrali. Najpierw w dramatycznym finale Ligi Mistrzów, a później w półfinale IHF Super Globe - zresztą "Gladiatorzy" w Arabii Saudyjskiej sięgali po tytuł aż dwa razy z rzędu. Półtora tygodnia przed meczem w Kielcach gracze Benneta Wiegerta potwierdzili swoją doskonałą dyspozycję i zdeklasowali przeciwników w finale Pucharu Niemiec.

"For dreams, for glory" - oprawę z takim hasłem przygotowali kibice kieleckiej siódemki. "Po marzenia, po chwałę", po puchar Ligi Mistrzów chciałoby się dodać. Żółto-biało-niebiescy mają za sobą trudny sezon usłany kontuzjami i pojedynkami, które szły nie po ich myśli. W środę wszyscy mieli jeden cel - wygrać i wypracować przewagę przed rewanżem w Magdeburgu.

ZOBACZ WIDEO: Pia Skrzyszowska: 100 dni do igrzysk? To bardzo dużo

Zaczęło się doskonale - pierwsze trafienie spotkania zapisał na swoim koncie Igor Karacić. Gospodarze na środku obrony postawili na trio Benoit Kounkoud, Daniel Dujshebaev i Dylan Nahi. Defensywa mistrzów Polski od pierwszych minut była twarda i stanowiła prawdziwy monolit. Skuteczna obrona i ogłuszający tumult panujący w hali nieco ogłuszyły gości, którzy aż do 7. minuty nie byli w stanie trafić do bramki strzeżonej przez Wolffa. Golkiper żółto-biało-niebieskich szybko dał się rywalom we znaki - między innymi obronił rzut karny.

Początkowo jednak i kielczanie męczyli się w ataku - defensorzy Magdeburga dwukrotnie wyblokowali rzuty Haukura Thrastarsona i płaską obroną starali się powstrzymać ataki z drugiej linii. Żółto-biało-niebiescy szybko znaleźli na to sposób, rzucili trzy bramki z rzędu i wyszli na prowadzenie 4:1. Euforia na trybunach przygasła, gdy w 10. minucie sędziowie z Macedonii skierowali się w stronę stolika i postanowili obejrzeć obronę Dylana Nahi'ego. Wideoweryfikacja nie pozostawiła złudzeń - Francuz za faul na Gislim Kristjanssonie zobaczył czerwoną kartkę.

To znacznie utrudniło realizowanie przedmeczowych założeń, ale kielczanie cały czas starali się utrzymywać przewagę. Goście mocno naciskali i w końcu udało im się doprowadzić do wyrównania - w 27. minucie na tablicy pojawił się remis po 12. Na przerwę to jednak żółto-biało-niebiescy zeszli z nieznacznym, bo jednobramkowym prowadzeniem.

W drugiej części meczu oba zespoły jeszcze mocniej rzuciły się do walki, nikt ani przez sekundę nie odpuszczał. Wynik cały czas oscylował wokół remisu, trwało prawdziwe przeciąganie liny. Kielczanie co prawda kilka razy odskoczyli na dwa trafienia, ale szczypiorniści z Magdeburga szybko to prowadzenie niwelowali. W 40. minucie Wolffa w bramce zamienił Miłosz Wałach. "Gladiatorzy" i na niego jednak znaleźli sposób - po ośmiu minutach na parkiet wrócił Niemiec.

Na dziesięć minut przed końcem gracze SG Madgeburga wypracowali pierwszą przewagę w meczu (22:23). Jeśli wcześniej presja ciążąca na mistrzach Polski była ogromna, to w tym momencie poszybowała poza skalę. Kielczanie jednak odpowiedzieli z typową dla siebie fantazją i dzięki braciom Dujshebaevom po chwili na tablicy wyników widniało już 24:23, a o czas poprosił Wiegert.

Skrupulatnie przygotowana akcja nie przyniosła efektu - na straży stanął Wolff. Piłka znalazła się w rękach żółto-biało-niebieskich i tym razem o przerwę poprosił Tałant Dujszebajew. Szkoleniowiec mistrzów Polski wykorzystał minutę do maksimum - a Michał Olejniczak fantastycznie wykończył atak gospodarzy.

Ostatnie minuty to było prawdziwe szaleństwo - na parkiecie i na trybunach - w Hali Legionów nie siedział nikt. Na kilka sekund zapanowała jednak cisza jak makiem zasiał - z krzykiem na parkiet upadł Olejniczak. Zawodnik parkiet opuścił na noszach.

W końcówce emocje sięgały zenitu, na trzynaście sekund przed końcową syreną mistrzowie Polski mieli przewagę jednej bramki, ale piłkę mieli Niemcy. Wiegert wziął czas, ale i tym razem jego zawodnicy nie wykorzystali akcji. Mieli jednak rzut wolny, ale nie trafił Claar.

Industria Kielce - SC Magdeburg 27:26 (14:13)

Czytaj też:
Bogdan Wenta może wrócić do piłki ręcznej. W takiej roli

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×